piątek, 21 lutego 2014

3. Facet w stringach? Nie ma co, sam testosteron.

Layla

  Oddychałam niezwykle powoli chcąc nacieszyć się ciszą i spokojem. Na reszcie mogłam przez moment pobyć sama, choć nie do końca mnie to cieszyło to jednak chwila wytchnienia była dobrym pomysłem. Dom opuściłam z samego rana zanim Leon zdążył wstać. Co prawda Lara nakryła mnie, ale po małym przekupstwie obiecała się mnie nie wydać. Widać po kim odziedziczyła spryt. Czasem zastanawiałam się jakby to wyglądało gdyby mama nadal z nami była. Czy wziąć budziłaby nas rano i robiła śniadanie? Może wszystko potoczyło by się inaczej. Ja byłabym normalna, Lara nie miałaby na koncie próby samobójczej, a tata spędzał by z nami każdy wieczór. 
  Kopnęłam z jeden z kamieni i ukryłam dłonie w kieszeniach ciepłej i grubej bluzy. Nie byłam gotowa się zmienić. Byłam na to zbyt słaba. Nagle w coś uderzyłam. Uniosłam wzrok i zobaczyłam znak drogowy. Nie ma to jak przywalić głową w metalową rurę. Grupka ludzi siedząca na jednym z murków zaśmiała się. Posłałam im tylko wściekłe spojrzenie po czym spuszczając wzrok przyśpieszyłam. Chciałam trafić jak najszybciej do celu i nikogo więcej nie napotkać na swojej drodze. Na szczęście na miejscu byłam już po piętnastu minutach szybkiego marszu. Przeskoczyłam kilka schodków i weszłam na dworzec. Wszędzie roiło się od turystów i biznesmenów poszukujących swojego pociągu. Nie zwracając na nic uwagi szybkim krokiem przemierzyłam halę i uderzając co jakiś czas o kogoś weszłam do damskiej toalety. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma w kabinach patrząc w szparę u dołu drzwi.
  Pusto.
  Wiem, że zachowywałam się jak jakaś małolata, ale wolałam nie ryzykować wizytą na komisariacie policji. Podeszłam do lustra i umyłam ostrożnie dłonie w ciepłej wodzie. Gdyby mama mnie teraz zobaczyła zapewne rozpłakałaby się. No cóż, nie mogła się jednak nade mną poużalać. Ułożyłam strzykawkę i małą fiolkę z płynem na umywalce. To była ostatnia dawka dożylna. Następne miałam tylko w proszku, bo zaczęło brakować mi kasy, a tak jest taniej. Przemyłam zgięcie w łokciu i wypełniłam strzykawkę płynem. Spojrzałam jeszcze raz na swojego sobowtóra. Za moment możliwe, że będę siedzieć w kabinie nie mogąc się poruszyć, albo wymiotując jak ćpunka. Nie uznawałam się za taką. Nie byłam ćpunką. Ja po prostu starałam się zapomnieć na swój własny sposób. To jedyny sposób ucieczki od problemów jaki znam.
  Moje podpuchnięte oczy, rozszerzone źrenice i spierzchnięte wargi wyglądały okropnie. Powinnam była się wymalować zanim wyszłam z domu, ale nie miałam na to czasu. Okropnie paliło mnie w przełyku i swędziało mnie wszystko od środka.  Miałam dzisiaj na sobie wytarte dżinsy i granatową bluzę z kapturem, którą dostałam od mojego byłego. Nosiłam ją tylko wtedy kiedy musiałam, w ostateczności.
  Weszłam do jednej z kabin i usiadłam. Nie zamknęłam drzwi na zasuwkę tylko z tego względu, że wolałam zostać znaleziona naćpana niż martwa. Zerknęłam ostatni raz na napis wytatuowany na prawym przedramieniu.
  Stay Strong
  Wbiłam się w żyłę nie czując właściwie żadnego bólu, nawet najmniejszego. Już po chwili ogarnęło mnie miłe ciepło, wszystko w koło zaczęło nabierać wyraźniejszych barw i konturów, jakbym do tej pory żyła w świecie wypełnionym szarością. Starałam się za wszelką cenę opanować swoje ciało, a w szczególności kończyny, ale już po chwili wylądowałam na zimnej, wykafelkowanej posadzce oparta o muszlę klozetową. Przyjemne uczucie szybko zaczęło przemieniać się w cierpienie. Jakby całe moje wnętrze ogarniał ogień, a ja nim płonęłam. Czułam, że brak mi tchu, ale jednocześnie wiedziałam, że to za moment przejdzie.
  -Witaj mała ćpunko.- odezwał się ktoś niskim i zachrypniętym głosem. Chciałam unieść wzrok, ale nie miałam wystarczająco dużo siły by pokonać temu zadaniu. Moja głowa opadła bezwładnie, a równowaga razem z nią. Gdyby nie dłoń chłopaka zapewne rozbiłabym sobie głowę o podłogę. Chciałam zaprotestować kiedy wziął mnie na ręce, ale wiedziałam, że to nie ma sensu. To tak jakby przemawiał do niego trup.- Uratowałem ci twój śliczny tyłek. Teraz ty pomożesz mi.- powiedział. To były ostatnie słowa jakie zarejestrował mój umysł.

***

      Zachłysnęłam się powietrzem wyrwana ze snu przez czyjeś głośne okrzyki. Sama nie wiem czy były to okrzyki radości czy przerażenia. Wiem jedynie tyle, że nie wydawała ich moja siostra, ani Lottie czyli miałam prawo się bać. Zakaszlałam czując suchość w gardle i w tym właśnie momencie ujrzałam na szafce nocnej szklankę wody oraz mała karteczkę. Przeczytałam ostrożnie. 
  Zgarnąłem cię wczoraj, ale aktualnie mnie nie ma. Zayn
  PS. Zadzwoniłem do Charlie. 
    Uderzyłam wściekła  o poduszkę. Pewnie. Niech od razu zadzwoni na policję i do mojego ojca. W sumie... Skąd wiedział kim jest Charlotte? Zmarszczyłam czoło. Sukinsyn pewnie czytał sms-y. Potarłam skronie czując jak głowa mi pulsuje. Od kiedy to mam takie dolegliwości ? 
  Zwlokłam się z łóżka i wyszłam z pokoju. Już miałam zmierzać w poszukiwaniu łazienki kiedy ktoś wyskoczył tuż przede mną. Ani drgnęłam. Byłam przyzwyczajona do dziwnych zachowań w moim domu. Uniosłam jedną brew patrząc na chłopaka w samych bokserkach. Jego głowę zdobiły piękne loczki, a jego łobuzerski uśmiech mówił wszystko. Spojrzałam w dół i dopiero teraz zorientowałam się, że jestem w męskiej koszulce.
   Że co?! No kurde! Ostrożnie dotknęłam tyłka i stwierdziłam, że mam na sobie majtki. Przeraził mnie jednak fakt, że Zayn pozbawił mnie stanika, a raczej ciężko to wykonać nie patrząc się na osobę którą sie akurat rozbiera. 
  -Co się gapisz?- spytałam, w głębi duszy modląc się by nie był dobry w przekomarzaniu się. Nim jednak zdążył odpowiedzieć ja kontynuowałam.- Wiesz może gdzie są moje ubrania?- spytałam potulnie uśmiechając się do bruneta, który właśnie odsłonił swoje śnieżnobiałe ząbki. Już po chwili koło niego pojawił się jakiś blondyn, a po chwili dobiegł kolejny chłopak. Wszyscy mieli na sobie jedynie bokserki, a jeden... O mój Boże! Czy on miał na sobie damskie stringi?! Odwróciłam szybko wzrok czując jak się rumienię. Tyle testosteronu w jednym domu nie mogło być prawdą.
  -Taa... Zapewne w garderobie...- powiedział ten, który przybiegł ostatni ledwo mogąc wydusić z siebie jakieś zdanie. Wpatrywali się we mnie jak w święty obrazek.
  -Chłopaki! Który przyprowadzić dzisiaj laskę?! Chyba byliśmy umówieni, że tylko w weekendy?- wołał ktoś kto właśnie wbiegał po schodach i niósł moje ciuchy. Dobra. Jest ich czterech, a i tak nie ma Zayna. Czyli w sumie pięciu facetów w jednym domu. Aż dziwne, że budynek jeszcze stoi.  -To chyba twoje. Powiedział podchodząc i podając mi ubrania. On jako jedyny nie gapił się na mnie jak na laskę, którą można szybko przelecieć.- Czyli co? Po waszych minach wnioskuję, że Zayn.- powiedział spokojnie. - Jestem. Liam.- uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie przeglądając swoje rzeczy w poszukiwaniu komórki. Pięknie. Bateria zaraz padnie, a ja jestem nie wiadomo gdzie i nie wiadomo z kim.
  -Harry.- powiedział Loczek puszczając do mnie oczko. Cicho zaśmiałam się widząc wybrzuszenie w jego bokserkach. Oj, nie ładnie Harry. Tak przy kolegach? 
  -Niall.- odezwał się blondas salutując mi jak żołnierz i poprawiając jedyną odzież jaką na sobie miał. Na jego policzki wstąpiły niewielkie rumieńce, które tylko dodały mu uroku.
  -A ja Louis.- odezwał się ostatni. To właśnie on miał na sobie stringi i nie powiem. Wyglądał z nich całkiem nieźle. Zwłaszcza kiedy odwrócił się tyłem by ukazać mi swoje jakże jędrne pośladki.  Zacisnęłam zęby powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
  -Widzę, że był ostry seks na blacie w kuchni. Mogliście chociaż posprzątać.- uśmiechnął się do mnie Liam. Otworzyłam usta, a po chwili zamknęłam je. Wyglądała jak ryba nabierające powietrza. Dobra. Byłam naćpana, ale nie na tyle by zapomnieć, że ktoś mnie przeleciał, a już zwłaszcza Zayn. 
  -Nie wasz zakichany interes.- warknął Zayn, który właśnie znalazł się u dołu schodów i zdejmował z siebie skórzaną kurtkę. Nie powiem, z całej piątki to chyba on był najprzystojniejszy, choć śmiała bym zastanowić się nad postacią Harry'ego i jego kolegą w bokserkach. Ci również prezentowali się niezwykle okazale.
  Zerknęłam ukradkiem w stronę  Liama, który wydawał się być najbardziej opanowany. Teraz nawet on szeroko się uśmiechał poruszając zabawnie brwiami w górę i w dół.  Zayn przeszedł szybko dzielące nas schody po czym przedarł się przez czwórkę chłopaków, którzy wręcz kipieli seksem i gwałtownie mnie do siebie przyciągnął. Nasze usta złączyły się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować kiedy rozwarł językiem moje usta. Niestety, ale pocałunek zakończył się równie szybko co się rozpoczął. Chłopak wepchnął mnie z powrotem do pokoju i zamknął drzwi.  Nie zastanawiając się długo uderzyłam go z całej siły w twarz. Głowa Malika przekręciła się i od razu powróciła na swoje miejsce. Jego wzrok nie był jednak przepełniony złością tylko rozbawieniem. Uniósł jedną brew oblizując wargę. 
   Krzyki za drzwiami nie ustawały. Chłopaki darli się jak idioci i uderzali pięściami w drzwi domagając się porno na żywo. Niewyżyci seksualnie wariaci.
  -Pięknie wyglądasz w mojej koszulce, ale chyba jednak będzie lepiej jak przebierzesz się w swoje ciuchy. Niedługo zapewne wpadnie Charlotte w odwiedziny. A my musimy sobie pogadać.

***

    Nie powiem, lekko spięłam się kiedy musiałam przebrać się przy mulacie, ale było to tylko chwilowe. Szybko zapewnił mnie, że już i tak widział mnie nago i jedyne co czuje to odrazę. Milutki, nie powiem. Szkoda tylko, że jego kumple chętnie przelecieli by mnie na miejscu. Chyba, że atakują wszystko co się rusza. Wtedy to inna sprawa.
   -Chcesz żeby udawała twoją dziewczynę? Niby czemu?- spytałam przechodząc wzdłuż pokoju.- Jesteś gejem?- spytałam zgryźliwie. 
  -Jasne. Od razu lesbijką. Po prostu potrzebuję mieć cię blisko. Musisz mi coś załatwić, a ja muszę mieć pewność, że zrobisz to tak jak należy. Chłopaki mają być przekonani, że zależy ci na mnie.- powiedział szatyn.
  -A co jeśli odmówię?- spytałam podchodząc do okna i opierając się o parapet. To było jedyne źródło światła w tym pokoju i wolałam być jak najbliżej niego.
  -Myślę, że twój ojciec będzie ciekaw co jego córeczka robi z samego rana w toalecie na dworcu. Nie sądzisz? To może być ciekawe. Poza tym... Grupowy seks też by nim nieźle wstrząsnął.- wyjął komórkę po czym ukazał mi zdjęcia. Na jednym z nich byłam ja leżąca na posadzce w toalecie, a na drugim wszyscy chłopcy stojący w koło mnie w samych bokserkach no i jeden w stringach rzecz jasna. Zayn musiał je zrobić kiedy wszedł do domu, a ja go nie zauważyłam. Bosko...
  -Sukinsyn.- warknęłam.
  -Nie ładnie tak mówić do kogoś kogo się kocha. Moje słoneczko.- powiedział z cwaniacki uśmieszkiem. Zaraz potem dobiegł moich uszu dzwonek do drzwi. Boże, błagam niech Louis, Niall, Harry i Liam mają na sobie coś więcej niż tylko bokserki. Obiecuję, że do końca życia będę jeść warzywka. Niech będą ubrani.



__________
Od Akwamaryn: Uch... No nie powiem napisałam się, ale jak już zaczęłam to nie mogłam skończyć. Wena mnie tknęła.  Vic rozdział specjalnie dla ciebie ty mały zboczuchu! W sumie to ja mam jeszcze więcej myśli zboczonych, ale chyba rozdział nieźle cię rozbawił. Nie martw się. Postaram się by było takich więcej w moim wykonaniu <3

czwartek, 30 stycznia 2014

2. Przecież widzę, że jego czekolada topi Cię od środka.

 Charlotte

Wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Mieszkałam sama. Od rodziców wyprowadziłam się zaraz po skończeniu osiemnastu lat i nie żałuję tej decyzji. Oni zawsze czepiali się o wszystko, poczynając od prac domowych, kończąc na późnym wracaniu do domu. Z dnia na dzień stawało się to coraz bardziej uciążliwe. Postanowiłam, że nie będę dłużej tak żyć i po prostu powiedziałam, że się wyprowadzam. Nie próbowali mnie zatrzymywać - wiedzieli, że to nie ma najmniejszego sensu. Teraz utrzymuje dobre kontakty z rodziną.
 Layla nie mieszkała daleko. Zaledwie dziesięć minut drogi. Lubiłam spacery - świeże powietrze dawało mi siłę na zmaganie się z kolejnymi kłopotami. Jednym z nich był nałóg Lee. Kochałam tą dziewczynę jak własną siostrę i za wszelką cenę starałam się ją uchronić przed narkotykami. Jednak nie udało mi się.Cały czas mam nadzieję, że rzuci to paskudztwo i zacznie żyć normalnie. Lecz nadzieja matką głupich. Za każdym razem gdy próbowałam zacząć temat jej problemu to ona zmieniała go jak najszybciej. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Ona nie chciała dać sobie pomóc. Dragi uwięziły ją w swoich sidłach, a ja musiałam na to patrzeć. Z dnia na dzień to ją wykańczało. Bezsilność mnie dobijała. Nie potrafiłam jej pomóc.
  Przekroczyłam furtkę domu Lee. Po kilku krokach zauważyłam postać stojącą w drzwiach wejściowych. Z początku myślałam, że to Leon, jednak myliłam się. Tajemnicza postać odwróciła się. Był to dwudziestoparolatek o czekoladowych, głębokich oczach i pełnych, malinowych ustach. Przeczesał swoje kruczoczarne włosy palcami i zmierzył mnie wzrokiem. Trzeba przyznać, że chłopak zrobił na mnie wrażenie, inną sprawą jest to, jakie. Rzuciłam mu spojrzenie w stylu spróbuj ją skrzywdzić to wypruję ci falki i ominęłam go, idąc w stronę przyjaciółki. Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
- Lottie! - usłyszałam radosny głos przyjaciółki. Przytuliłam ją i pocałowałam w policzek.
- Tak, też cię kocham Lay - zaśmiałam się i założyłam kosmyk włosów za ucho. - Kto to był? - spytałam. Dziewczyna zmieszała się lekko. Potarła dłonią o swoją rękę.
- Zayn... podwiózł mnie pod dom - powiedziała.
- Spokojnie! Przecież wiesz, że nie mam nic do chłopaków, którzy cię odwiedzają, no może jest parę wyjątków - uśmiechnęłam się w stronę przyjaciółki.
 Uwielbiałam gdy się śmiała. Większość wolnego czasu spędzałam właśnie z nią. Robiłyśmy różne dziwne, głupie rzeczy, a potem śmiałyśmy się i wspominałyśmy. Zdecydowanie to była najlepsza forma zabawy. Z Laylą nie da się nudzić, bo zawsze ma jakiś pomysł, który trzeba wykorzystać.
- Przyniosłaś farbę? - spytała. Rozdziawiłam usta, udając zdziwioną.
- Farbę? Nic nie mówiłaś, że będziemy malować dom! Przygotowałabym się. Zabrałabym pędzle, może jakiś seksi strój ubrudzony farbą.. - mina dziewczyny była bezcenna. Patrzyła się na mnie z szeroko otwartymi oczami. Ja zaś kontynuowałam - drabinę, no.. Pewnie coś jeszcze by się znalazło - zaśmiałam się, a po chwili Lee dołączyła do mnie. - Tak, mam farbę.

***

- Gdzie jest ta mała bestia? Potwór siedzi w klatce? Boję się, że zaraz skądś wyskoczy - uważnie obserwowałam każdy zakamarek domu, by nie wpaść czasem w pułapkę zastawioną przez siostrę Lay. Z pozoru zwykła czternastolatka, z pozoru. To krwiożercze stworzenie czyhające na twoje życie. Z nią nie da się spokojnie spać, wiem coś o tym. Ba! Nie raz przekonałam się, że jest doskonałym mordercą i...
- Lara nie jest aż taka zła! Tak, bestia siedzi w klatce - dziewczyna przerwała mi moje przemyślenia dotyczące jej siostry. Zachichotałam.
- Masz rację.. jest gorsza - udałyśmy się do salonu. - To co dziś robimy?
- Film, bieganie po podwórku na golasa, polowanie na dziką bestię, wydzwanianie do przypadkowych kolesi.. - przeczesała swoje blond włosy palcami i wypuściła powietrze. - trochę tego jest.
- Polowanie na bestię? Jestem za młoda by umierać! Może zakopiemy ją w ogródku? Nikt nawet nie zauważy, ze zniknęła - usłyszałam śmiech dochodzący zza moich pleców. Powoli odwróciłam się i otworzyłam szeroko oczy. Tak, zgadliście - ONA tam stała bezczelnie się uśmiechając. Zaczęła klaskać w dłonie. Z jej gardła wydobył się iści szatański rechot.
-  Plan idealny.. jest jeden problem. Jestem niezniszczalna! - czternastolatka wyciągnęła jakąś puszkę. Popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Przygotuj się do ucieczki - usłyszałam głos Lee. Boże! Nie to nie może być to!

Serpentyna w sprayu była wszędzie. Oczywiście najwięcej było na mnie. To lepkie coś atakowało moje włosy. Lara widocznie świetnie się bawiła. Uciekając słyszałam jej śmiech. Ja natomiast piszczałam, od czasu do czasu chichocząc pod nosem. 
- To są twoje ostatnie chwile Szarlotko! - wspominałam już, że ochrzciła mnie nowym imieniem?
- Nie prawda! - krzyknęłam. Biegłam teraz obok Lay. Obydwie miałyśmy niezły ubaw.

Po niecałych dwudziestu minutach Lara wróciła do swojego pokoju, bo jak twierdziła, nie jesteśmy godnymi przeciwniczkami i nie powinna się z nami zadawać. Dodała też, że blask jej chwały nas onieśmiela i lepiej żeby stąd poszła, bo kto wie, czy nie będziemy miały jakiś skutków ubocznych. W sumie ma raje. Jeszcze zaraziłybyśmy się jej głupotą. 
- Przyznaj, że nie jest taka zła - powiedziała dziewczyna siedząca obok mnie na sofie. 
- Oj dobrze. Jest wspaniała! - mruknęłam sarkastycznie. - Jest wcieleniem dobra. Kwiatuszki, misie, pszczółki i jednorożce! Larek to grzeczny stwór, który prowadzi szpital dla chorych pluszaków, poza tym słucha klasycznej muzyki, a co najważniejsze codziennie urządza podwieczorki dla swoich zmyślonych przyjaciółek - przewróciłam teatralnie oczami.
- Łał.. widzę postępy. Twoja wyobraźnia się rozwinęła od ostatniego czasu! - pokręciłam głową uśmiechając się lekko.
- Wiesz ćwiczyłam - wymamrotałam.
- Coś ty taka markotna? Musisz  sobie kogoś znaleźć bo zaczynasz zmieniać się w jędzę - zaśmiałyśmy się. W gruncie rzeczy było w tym trochę prawdy. Musiałam poznać kogoś nowego. Wszystkich moich przyjaciół znałam na wylot, więc potrzebne by mi było wyzwanie w postaci odkrywania kogoś nowego. Tak, zdecydowanie. Nowa osoba równa się nowe doświadczenia w życiu.
- Naprawdę ciężko mi to mówić, ale masz rację! A ty, hmm? Ten nieznajomy mulat? - poruszyłam brwiami w zabawny sposób. Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnie. Co takiego powiedziałam?
- O-on? Nazywa się Zayn. Szczerze mówiąc nie rozmawialiśmy dużo. Mówiłam już przecież - bąknęła. Znałam ją zbyt długo, żeby uwierzyć w jej słowa. Widziałam, że gdy wspomniałam o chłopaku Lay speszyła się. Podobał jej się. Cóż te czekoladowe tęczówki rzeczywiście potrafiły omamić.
- Tak, tak - uśmiechnęłam się szczerze w stronę przyjaciółki. Nie zamierzałam ciągnąć tego tematu.

***

Film właśnie się skończył. Żadna z nas nie wiedziała o czym był, ponieważ tak pochłonęła nas rozmowa, że straciłyśmy poczucie czasu. Mogłabym tak rozmawiać i rozmawiać. Byłam straszną paplą. Zawsze podziwiałam Laylę za to, ze potrafi trzymać język za zębami. W ogóle imponowała mi na każdym kroku. Była bardzo pewna siebie, co czyniło ją idealnym materiałem na przywódcę. Ja na dziewiętnaście lat była dojrzała, jednak to nie przeszkadzało jej w wymyślaniu szalonych pomysłów i realizowaniu ich. Nie można było się też przyczepić do jej wyglądu. sama uważała, ze jest zwykłą szarą myszką i, że nikt nie zwróci na nią uwagi. Nie prawda. Była bardzo ładną dziewczyną. Sylwetkę miała naprawdę świetną, a jej nogi! Każdy facet zwracał na nie uwagę. To był jej największy atut, którego nie bała się wykorzystać. 
Lay znów chciała pofarbować swoje włosy.Uważam to za stratę czasu. Były przecież długie i zadbane. Odrostów nie było tak widać. Jednak, nie mogłam się jej sprzeciwić. Upartości nauczyła się od mistrza (czyt. mnie). 
- Dobra.. farbujemy te włosy? - spytałam dziewczyny. Ona pokiwała głową. Uśmiechnęłam się.

Jestem fatalnym fryzjerem, trzeba to przyznać, jednak włosy potrafię farbować. Robiłam to już nie raz. Moim królikiem doświadczalnym była Layla. Ucierpiała z tego powodu nie raz. Kiedyś farby mi się pomyliły - włosy dziewczyny nabrały pięknego popielatego koloru. Myślałam, że mnie zabije. Ona śmiała się tylko, każąc mi to jakoś odkręcić. Pamiętam ten wypadek jakby to stało się wczoraj. 

Babski wieczór dobiegał końca.Właściwie nie wydarzyło się nic ciekawego. Najbardziej interesował mnie brunet, którego spotkałam przed domem Lee. Nie dawał mi spokoju. Nie wyglądał na przyjemnego i grzecznego chłopca, dlatego jego obecność obudziła mój wewnętrzny alarm. Miałam nosa, jeśli chodzi o facetów. Zayn zdecydowanie był w coś zamieszany. Obiecała sobie, że dowiem się kim jest naprawdę. A ja dotrzymuję obietnic.

Od Vic: Oto drugi rozdział, który kompletnie mi nie przechodzi. Uważam, ze jest taki sobie, no, ale spytam. Jak się podobał? Piszcie, piszcie.
Więc dostałam propozycję od Akwamaryn. Przyjęłam ją z wielką chęcią i powstał ten blog. To dla mnie zaszczyt, że Aquś zgodziła się ze mną pisać. 
PS. Jak podoba się wygląd bloga? :)

sobota, 25 stycznia 2014

1. Rodzina to nie wszystko. Czasem trzeba mieć pseudorodzinę.

Layla

     Biegłam co chwilę potykając się o swoje stopy. Wiatr i deszcz sprawiały, że włosy lepiły mi się do mokrej twarzy, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Biegłam tak szybko jak tylko mogłam, ale z każdym krokiem czułam coraz to większy ucisk w piersi. Wbijałam uporczywie paznokcie w dłonie by powstrzymać napływające mi do oczu łzy. Layla Valentine nie płacze. Dokładnie w momencie kiedy pomyślałam o tym poczułam że upadam na ziemię. Mokry chodnik nie był gotów na przyjęcie uderzenia, a moje kolana wyczerpane po kilkunastu minutach biegu, wydawały się być z waty. Nie miałam nawet siły spojrzeć w górę i przyjrzeć się niebu, które tak bezgranicznie mnie pochłaniało. Poczułam w ustach metaliczny smak krwi, a po chwili usłyszałam czyjś szloch. Powstrzymałam się od krzyku i mimo, że chciałam uciekać dalej to nie mogłam. Kończyny odmówiły posłuszeństwa i jedyne na co było mnie teraz stać to głośne przełknięcie śliny. 
   
   Usiadłam ostrożnie na łóżku przecierając ostrożnie okulary w których zasnęła. Tak okropnie ich nienawidziłam. Jak mogłam zapomnieć ich zdjąć? No jasne... Byłam tak na haju, że ledwo kontaktowałam. Podeszłam do toaletki i założyłam soczewki. Tak czułam się o wiele lepiej i pewniej. Przynajmniej nie wyglądałam jak kujonica.Przysiadłam na skraju łóżka wspominając sen. Kiedy byłam po ostrej imprezie często śniły mi się takie rzeczy, ale tego koszmaru jeszcze nigdy nie przerabiałam. Podeszłam do lustra i przyjrzałam się sobie.
   Moje włosy wyglądały jak jedno, wielkie gniazdo w kolorze farbowanego blondu. Powoli zaczynały przypominać biel, co w sumie mi nie przeszkadzało gdyby nie odrosty, które doprowadzały mnie do szału. Wczoraj nie zmyłam makijażu toteż na mojej twarzy pozostały jeszcze jego resztki włącznie z rozmazanym tuszem i czerwoną pomadką, która znalazła się jakimś cudem na moim policzku i szyi.
  Chwila... Przecież ja wczoraj nie miałam na sobie czerwonej szminki. Wzdrygnęłam się lekko wędrując wzrokiem nieco niżej. Wychudzone ramiona i szczupły brzuch nie należały do moich największych atutów. Chętnie przytyłabym w niektórych miejscach, ale mogłam tylko o tym pomarzyć. Od kiedy pamiętam opycham się takim świństwem jak frytki czy chipsy, a i tak mam odstający obojczyk czy inne kości, a wszystko przez dragi. Trudno. Jakoś przeżyję z swoją chudą dupą. Nieco niżej mam nogi. Tak, wiem ależ odkrycie. Ale to nie byle jakie nogi, bo moje. Nogi za którymi ogląda się każdy facet w Londynie. Mimo pozorów nie jestem rozwydrzoną nastolatką, która ma wszystko. Po prostu wiem co jest we mnie atutem, a co odstrasza wszystkich w koło.
  -Lay-Lee! Złaź natychmiast do kuchni!- krzyk ojca niósł się po całym domu i już po tonie jego głosu mogłam stwierdzić, że  nie wygląda to za dobrze. Czułam, że czeka mnie niezły wykład na temat mojego późnego powrotu. Jedyne co mnie zbiło z pantałyku to to jak mnie nazwał. Ostatni raz kiedy mówił do mnie ,,Lay-Lee''... W sumie tak na prawdę nie pamiętam kiedy ostatnio mówił tak do mnie. Tak wołali na mnie tylko przyjaciele i siostra z którą miałam nawet dobre relacje. Po śmierci mamy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ojciec zanurzył się w pracy i bez końca przesiadywał u siebie w gabinecie. Ja zaczęłam chodzić do klubów, pić i ćpać tylko po to by uciszyć ten głos w głowie, który mówił mi, że w domu siedzi Lara. Czternastolatka potrzebowała teraz całej rodziny, a nie miała nikogo. I dlatego w końcu stało się tak jak się stało. Któregoś dnia wylądowaliśmy wszyscy w szpitalu bo podcięła sobie żyły. To jest właśnie moja kopnięta rodzinka.
   -Czego?- spytałam podchodząc do lodówki i upijając łyk mleka. Suszyło mnie nie miłosiernie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Ból głowy już dawno przeszedł zważywszy na późną godzinę. Leon, czyli mój ojciec, stał ubrany w piękny, czarny garnitur, który kosztował zapewne z krocie i był droższy od niejednych moich butów.
  -Słucham jak już. Wrócę dzisiaj później. Popilnujesz Lary.- czy to było stwierdzenie? Oparłam się o blat kuchenny po czym zgrabnie podskoczyłam i na nim usiadłam oglądając swoje stopy.
  -Oczywiście panie prezesie. Coś jeszcze?- spytałam, posyłając mężczyźnie po czterdziestce ironiczny uśmieszek. Swoją drogą, trochę dziwne, że cała moja rodzina miała imiona na literę ,,L''. To trochę jak jakaś obsesja.  Brunet zamrużył oczy odkładając kubek po kawie do zlewu i zalewając go wodą. Po wykonaniu tej czynności oparł dłonie tak, że znajdowałam się pomiędzy nimi i ucałował mnie w czoło.
  -Wiem, że dasz radę królewno. Ucałuj ode mnie małą.- powiedział po czym znikł za drzwiami. Posłałam mu soczystego buziaka w powietrzu po czym zgramoliłam się z stołu i pomaszerowałam pod prysznic. Zanim jednak tam dotarłam zerknęłam jeszcze na wyświetlacz mojego telefonu.
   Wiadomość od Charlie.  Rzuciłam się na łóżko odblokowując telefon.
  ,,Widzimy się tam gdzie zawsze? O czternastej.''
   Cicho westchnęłam. Miałam dzisiaj nieco inne plany, ale w końcu to Charlotte. Jej nie wolno odmawiać. Zaraz podejrzewałaby mnie o jakieś paskudztwa. Nie opędziłabym się później od pytań. Poza tym... Jej towarzystwo zawsze sprawiało mi przyjemność. Mogłam powiedzieć jej wszystko i zaufać. Jedyne czego nie mogłam zrobić to pożyczyć pieniędzy na narkotyki. Ona nadal liczyła, że się zmienię zacznę dawać przykład.
   ,,I tak się pewnie spóźnię. W takim razie do czternastej trzydzieści''
  Odpisałam po czym podbiegłam do drzwi od pokoju Lary. Otworzyłam je kopniakiem po czym rzuciłam się na dziewczynę.
  -Kurwa!- usłyszałam tylko spod kołdry. Uniosłam jedną brew kiedy twarz szatynki wyłoniła się spod pościeli.
  -Witam myszko. Zobacz jak wygląda świat pod moja pachą.- powiedziałam po czym z śmiechem przyłożyłam jej twarz pod moje ramię. Dziewczyna wydała z siebie pisk, kilka wulgaryzmów, których ja w jej wieku jeszcze nie znałam po czym zepchnęła mnie z siebie.- Za godzinę wychodzę. Żadnej biby.- warknęłam odsłaniając żaluzje i kierując się w stronę łazienki.

***

    -Gdzieś ty wczoraj się podziewała?- spytała brunetka kiedy tylko znalazłyśmy się w ruinach starego wieżowca. Od kiedy tylko pamiętam przychodziłyśmy tutaj żeby móc pobyć przez chwile same z sobą i swoimi myślami. Lubiłam tłok i ludzie, ale jeszcze bardziej lubiłam towarzystwo tej oto ślicznej dziewczyny. Tylko ona mnie rozumiała inni nawet nie próbowali.
  -Pilnowałam Lary...- powiedziałam. Oczywiste było, że nie łyknęła mojego kłamstwa, ale próbować zawsze można.
  -Jasne. A dzisiaj co porabiasz? Może wpadnę i zrobimy sobie babski wieczór?- spojrzałam na nią z szerokim uśmiechem na twarzy. Za to ją kochałam. Mogłam kłamać ile wlezie, a ona i tak zawsze będzie chciała mi pomóc. Nasze wieczory nie należały do normalnych. Zazwyczaj kończyło się na kilkuosobowej imprezie, którą głównie ja zwoływałam, albo na lataniu na golasa po dworze. Czasem dzwoniłyśmy do jakichś ludzi i mówiłyśmy, że jesteśmy kochankami ich mężów. Z Charlie można było się nieźle bawić i robić sobie przysłowiową bekę z wszystkiego. Wiedziała jak poprawić mi humor nawet w najgorszy dzień.
  -Pewnie! I tak muszę wszędzie ciągać za sobą młodą. Ojciec wraca późno, bo ma jakąś konferencję. Ale zanim to... Muszę coś jeszcze załatwić na mieście. Wpadniesz do mnie tak o osiemnastej, a zobaczysz, że będę w domu. To co?- spytałam widząc jej wzrok, który miał na celu wywołanie wyrzutów sumienia. Doskonale wiedziała co muszę załatwić, ale przemilczała to. 
  -Niech będzie. Ale Lara grzecznie siedzi u siebie w pokoju. Wiesz, że za sobą nie przepadamy...- warknęła brunetka poprawiając włosy. Wyglądała ślicznie. Zresztą jak zawsze, a ja przy niej mogłam zapaść się pod ziemie z moimi odrostami. Nagle do głowy przyszedł mi pomysł.
  -Kup po drodze farbę do włosów. Musisz mnie znowu pofarbować. Patrz jak wyglądam.- powiedziałam jak zbity pies robiąc maślane oczka. Na tę minę dziewczyna wybuchła śmiechem. Co ja bym bez niej zrobiła?

***

    Rozejrzałam się w koło. Okolica do której mój ojciec nawet jako ślepiec by nie trafił. Sam odór rozkładających się szczurów sprawiłby, że uciekał by w innym kierunku. Ja sama nie przepadałam za tym miejscem, ale tylko tu stacjonował Jack. Chłopak był nieco starszy ode mnie. Miał może dwadzieścia pięć lat, jasne słowy i uśmieszek, który najchętniej zdarłabym mu z tej krzywej mordy. Ohydny typ.
  -Hej Eve. Znowu tutaj?- chyba nie sądzicie, że podałabym mu swoje prawdziwe dane? Chyba bym padła widząc go w drzwiach mojego domu.
  -Jack. Dawaj to po co przyszłam. Śpieszy mi się trochę.- powiedziałam udając, że patrzę na zegarek, którego nie miałam oczywiście. W to miejsce nigdy nie zabierałam niczego prócz komórki i forsy. Gdyby mnie okradli chyba bym dostała od ojca niezłe lanie. Jak jakaś mała gówniara.
  -Wszystkim nam się śpieszy. Niestety, ale nic nie mam dzisiaj. Właśnie skończyłem zmianę.Tam stoi nowy diler.- powiedział kiwając na faceta, który stał w cieniu obok drzwi.
  -Odchodzisz?- spytałam lekko nie dowierzając. Jack pracował w tej branży od kiedy tylko łykam to świństwo, a teraz nagle zachciało mu się uczciwej roboty?- - Doskonale wiesz, że cię nie puszczą. Za długo w tym siedzisz.- powiedziałam lekko sfrustrowana. Chłopak posłał mi tylko spojrzenie, które miało zamknąć mi buzię i ponownie wskazał na chłopaka. Właśnie w momencie kiedy miałam do niego podejść ktoś złapał mnie za ramię i pociągnął jak marionetką w stronę ściany. Krzyknęłam czując jak ktoś nadeptuje mi na stopę. Moje nowiutkie buty nadawały się do kosza na śmieci. Skurwysyn...
  -Ty odejdziesz razem z nami mała.- powiedział Jack przybliżając się do mnie na zaledwie parę centymetrów.  Już miałam odpyskować kiedy poczułam coś na wysokości podbrzusza. Odruchowo spojrzałam w dół i zobaczyłam... Myślałam, że zwymiotuję. 
  -Na prawdę stanął ci na sam jej widok?- zaśmiał się chłopak, który oparł się o ścianę. Poprawił ciemne włosy, które opadały mu lekko na czoło i nawet nie zerkając w moim kierunku podszedł do Jacka. Chłopak zamachnął się, ale zanim jego pięść zdążyła znaleźć się chociaż blisko twarzy szatyna ten uchylił się i oddał z taką siłą, że chłopaka zachwiało.
  -Suka...-wychrypiał blondyn ocierając wargę po której skapywała krew.
  -Dawaj.- powiedziałam wyrywając chłopakowi z dłoni paczkę w proszkiem. W ostatniej wręcz chwili rzuciłam mu pieniądze, bo szatyn z tatuażem na całej ręce ciągnął mnie w stronę swojego auta. -Puść mnie!- krzyknęłam wyrywając się. Na marne. Był zbyt silny.
  -Daj spokój co? Odwiozę cię. Chyba nie chcesz iść sama do domu?- spojrzałam na ulicę. Wszędzie aż roiło się od zboczeńców i morderców. Przebiegłam wzrokiem po chłopaku, który teraz stał koło drzwiczek od strony kierowcy. Był przystojny. I to aż za bardzo. Ciemne włosy wspaniale współgrały z czekoladowymi oczyma i ciemną karnacją. Boże... On był boski. Na szczęście w miarę szybko otrząsnęłam się.
  -Dobra...- poddałam się wsiadając do auta.

______________

Od Akwamaryn: I jak wam się podoba? Mi nawet, nawet. Już polubiłam Laylę i wydaje mi się, że to będzie jedna z moich ciekawszych postaci jak do tej pory, a było ich już sporo. Cieszę się niesamowicie, że
 Vic zgodziła się na współpracę ze mną. Czuję się zaszczycona :D To będzie na prawdę ciekawe.
PS. Zgadnie ktoś na jakiej sławnej osobie wzorowałam się? Kto jest Laylą? W następnym MOIM rozdziale udzielę wam poprawnej odpowiedzi
PSS. Nie utworzyłyśmy bohaterów. Chcemy żebyście zdali się na waszą wyobraźnię :)